Mając pozytywne wrażenia z testowania Ubuntu 10.10, postanowiłem sobie zainstalować na dysku Ubuntu 11.04 w miejsce Debiana. Wrażenia? Absolutnie pozytywne! Instalacja przebiegła szybko i bezproblemowo. Ciekawym aspektem instalatora jest to, że przed, po, lub nawet w trakcie instalacji można uruchomić dowolną aplikację, dzięki czemu podczas, gdy instalowałem system, mogłem bezproblemowo rozmawiać ze znajomym. Po uruchomieniu ujrzałem jakże wymowny komunikat o tym, że aby uruchomić środowisko Unity, muszę posiadać sterowniki do karty graficznej. Problem okazał się prostszy do rozwiązania, niż wyglądał. O ile w Debianie musiałem wchodzić na stronę nVidii i szukać sterowników do mojej karty graficznej, o tyle w Ubuntu jest już odpowiednia opcja do tego, która automatycznie wykrywa dostępny sprzęt i instaluje sterowniki z repozytoriów. Szybko, łatwo i przyjemnie.
Po zainstalowaniu od razu zainstalowałem Chrome’a i Thunderbirda – domyślną przeglądarką i klientem poczty był kolejno Firefox i Evolution. Doinstalowałem VLC, Gimpa, Blendera, Audacity i Amaroka. Za pomocą bardzo wygodnego Centrum Oprogramowania Ubuntu. Wystarczy wpisać nazwę programu, by wyświetlić jego opis, ocenę, recenzje, screenshoty, no i oczywiście go zainstalować. Centrum Oprogramowania samo dba o dossanie zależności – użytkownik Ubuntu nawet nie musi więc już wiedzieć co to jest zależność, plik deb, czy apt. Wszystko dzieje się szybko i absolutnie automatycznie
A, właśnie. Zapomniałem o Unity. Więc Unity przynosi wiele rewolucyjnych zmian w użytkowaniu systemu operacyjnego. Główną zmianą jest pasek tytułu aplikacji zintegrowany z zasobnikiem systemowym i przyciskiem Ubuntu (czyli przyciskiem w lewym górnym rogu pozwalającym uruchomić dowolną aplikację). Jest to duży plus, ponieważ oszczędza niesamowicie miejsce przy podobnej wygodzie użytkowania. Drugą rzeczą mocno rzucającą się w oczy jest launcher umieszczony po lewej stronie ekranu. Launcher, jak to launcher – pozwala uruchomić dowolną aplikację i kontrolować te już uruchomione. Ponadto daje łatwy dostęp do przełączenia pulpitów wirtualnych, bądź zamontowanych partycji. Jeżeli jednak uważacie, że takie rozwiązanie jest niesamowicie niewygodne i przy okazji używacie Windows 7… Warto zauważyć, że podobne rozwiązanie jest tam wykorzystywane. Pasek zadań to przecież ikony dowolnie wybranych aplikacji (tak jak w Unity Launcherze) + tych uruchomionych. Unity Launcher różni się tylko i wyłącznie tym, że znajduje się po lewej stronie zamiast na dole i daje dostęp do kilku innych rzeczy.
Obsługa systemu jest wygodna. Użytkownik ma dostęp do Centrum sterowania, gdzie w łatwy sposób może dokonać wielu zmian w systemie. Warto doinstalować program Ubuntu Tweak, daje łatwy dostęp do wielu ciekawych ustawień. Warto również zainteresować się ccsm (Compiz Config Settings Manager – Menedżer Ustawień CompizConfig) – pozwala na modyfikację ustawień Compiza (menedżera okien), tak więc można włączyć multum wtyczek dających niesamowite efekty graficzne. Compiza opisywałem krótko w jednym z poprzednich wpisów – 5 najlepszych aplikacji Linuksowych, których nie znajdziesz na Windowsie. Za pomocą ccsm można tez zmodyfikować ustawienia Unity, np. zmienić rozmiar ikon, czy ustawić przeźroczystość.
Niestety – jak każdy inny system, także i Ubuntu posiada wady. Mniejsze lub większe błędy, natomiast największą porażką Ubuntu 11.04 jest chyba serwer dźwięku. Czasami zaczyna szumieć i wtedy pomaga tylko zabicie procesu lub przelogowanie się. Dźwięk w Wolfenstein: Enemy Territory w ogóle nie działa, w Quake Live trzeba czasem wystukać snd_restart w konsoli. Co za idiota dopuścił to PulseAudio to stabilnej wersji Ubuntu?! Na szczęście poważniejszych wad nie widać. Wine jako program do uruchamiania programów Windowsowych sprawdza się znakomicie, o czym świadczy fakt, że ok. 90% testowanych przeze mnie programów i gier tylko pod Windowsa działa bezproblemowo lub z drobnymi problemami również na Linuksie. Warto również wspomnieć o istnieniu programu PlayOnLinux, dzięki któremu można łatwiej zarządzać i instalować gry z Windowsa – program opiera się na skryptach, które automatycznie pobierają odpowiednie wersje Wine, dokonują zmian w rejestrze i doinstalowują biblioteki.
Ubuntu 11.04 jest już systemem, który z powodzeniem będzie mógł obsługiwać typowy użytkownik Windowsa. Jest wysoce idiotoodporny, więc taki użytkownik nie powinien mieć żadnego problemu. Wymaga kilkunastu minut na przyzwyczajenie, ale warto, bo jest naprawdę dużo prostszy w obsłudze niż Windows.
2 komentarze
Sobak
Wrażenia z Ubuntu 11.04 też mam raczej dobre. Na pewno poprawili interface w stosunku do linii 10.x. Nowa, lekko zmieniona kolorystyka też mi się bardzo podoba.
Z rzeczy, których mi brakuje mógłbym wymienić wybór aplikacji do zainstalowania na start, w instalatorze. Zawsze po instalacji spędzam sporo czasu w centrum oprogramowania usuwając pierdoły.
Natomiast w porównaniu do innych distro Linuxa, Ubuntu jest masakrycznie wolny. Korzystanie z niego na VM lub starszym sprzęcie, to wątpliwa przyjemność.
Jednak postęp zdecydowanie widać. Nie we wszystkich aspektach, ale widać 🙂
m4tx
adminHm… Czy ja wiem, czy taki wolny? Na moim komputerze uruchamia się nawet szybciej niż Debian, a procka wykorzystuje mniej (lub tak samo)… Ciekawe to nawet 😛