(Post współdzielony z Mrowqą i m4txem)
W dniach 5-15.08.2013 odbył się obóz informatyczny organizowany przez Stowarzyszenie Talent w malowniczej miejscowości zwanej Milówką. Oprócz jednak samych nerdów była jeszcze grupa matematyczna, choć mało liczna, bo licząca 11 dusz. Z kolei fanów fizyki rzekomo znalazło się tylko dwóch.
Obóz został zorganizowany w proporcjach 2:1 (dni naukowe – dni turystyczne). Jak więc nietrudno policzyć, odbyły się trzy takie „sekwencje”. Zwolennicy informatyki zostali podzieleni na dwie grupy – konkursową oraz warsztatową. W tej pierwszej najpierw odbywały się zawody, a następnie omówienie zadań, a w drugiej z kolei było na odwrót. My oczywiście przynależeliśmy do tej elitarnej części społeczeństwa obozu 🙂 Grupy były nazywane jak grzyby. Grupa konkursowa z informatyki nazwana została borowikami (bo rzekomo silne i samodzielne), warsztatowa – opieńkami (bo nie dają rady samemu i trzymają się w kupach), matematyczna zaś – maślakami (powód nadania takiej nazwy nieustalony).
Dzień naukowy w grupie borowikowej wyglądał mniej więcej tak: po śniadaniu rano w okolicach godziny 8:30 mieliśmy trwające ok. 2h 15min zawody indywidualne. Zabieraliśmy laptopy do odpowiedniej sali i po prostu rozwiązywaliśmy zadania algorytmiczne, których standardowo było cztery. Od razu po zawodach odbywało się omówienie zadań. W tym momencie mieliśmy godzinę ok. 11:15, a obiad z kolei standardowo był o godzinie 13:30. Zdawałoby się, iż mamy kupę wolnego czasu, ale było nieco inaczej. Mianowicie organizatorzy wrzucali zadania z zawodów indywidualnych na tzw. runo leśne (nawiązanie do nazw grup), by można je sobie było po omówieniu jeszcze raz spróbować rozwiązać.
Po obiedzie plan był już zależny od konkretnego dnia. Generalnie następował wolny czas do 15:00, a później „aktywność fizyczna”, podczas której to większość osób siedziała w pokojach i rozwiązywała banalne zadania z grupy opieńkowej, część siedziała w pokojach i robiła inne głupie rzeczy, część rzeczywiście miała jakąś aktywność fizyczną wtedy poza stukaniem palcami w klawiaturę, jeszcze inna część natomiast grała w Ktulu. Podczas późniejszych dni można było się także w tym czasie udać na wykłady – standardowo najpierw jeden z informatyki, a tuż po nim kolejny, tym razem z fizyki. Warto było na nie chodzić, bowiem w późniejszych zadaniach często prezentowane na owych wykładach zagadnienia były kluczem do rozwiązania.
W okolicach godziny 18:15 odbywała się kolacja, a następnie o godzinie 19:00 zawody drużynowe. Jak nie trudno się domyślić – byliśmy razem w jednej drużynie, pomimo pewnych trudności, które zostały opisane poniżej w świetle konkretnego autora. Drużynówki, podobnie jak zawody indywidualne, trwały 2h 15min. Startowało się w 4-osobowych składach bez względu na przynależność konkretnych osób do wcześniej wspomnianych grzybowych grup zaawansowania. Standardowo otrzymywaliśmy 8 zadań do rozwiązania – 4 informatyczne, 2 matematyczne oraz 2 z fizyki. Po zawodach oczywiście następowało omówienie zadań, a następnie mieliśmy wolny czas do 22:30, bowiem wtedy rozpoczynała się cisza nocna. Zadania z zawodów drużynowych również były zamieszczane po części właściwej na runie leśnym. Dla jasności – punkty z różnych zadań były ważone wg. następującej reguły: 1.5 za zawody indywidualne, 0.5 za runo leśne oraz 0.15 za opieńki.
Jak wcześniej wspomnieliśmy, co trzeci dzień był dniem turystycznym. Jego głównym celem był wypoczynek i regeneracja przed dalszą nauką. Generalnie polegał on pieszych wycieczkach w góry. Standardowo do wyboru były dwie trasy – długa i krótsza. Niestety, częściej szło nie po myśli organizatorów i wycieczki się wydłużały z różnych powodów. Po powrocie o godzinie 17.00 była obiadokolacja. Później do godziny 20.00 był wolny czas (czyt. nadrabianie zaległości w runie leśnym i opieńkach), po czym następowało ognisko. O godzinie 21.00 dla chętnych dostępne było karaoke przez jedną godzinę.
Punkt widzenia Mrowqi
Moja decyzja o uczestnictwie w obozie została podjęta głównie z powodu mojej chęci do nauki algorytmiki. W zeszłym roku już miałem zamiar wziąć udział, ale z powodów finansowych nie miałem takiej możliwości. Kolejnym powodem było to, iż m4tx wygrał konkurs na koszulkę OIGa i miał sfinansowany pobyt, a skoro widuję go bardzo rzadko, ze względu miejsc naszych zamieszkań, to bardzo miło byłoby spędzić z nim trochę czasu.
Moja przygoda właściwie zaczęła się trochę wcześniej. Z racji tego, iż inny znajomy – xevuel – był na obozie w Rabce organizowanym także przez Stowarzyszenie Talent, naturalnym było pytanie się o różne kwestie. Przypadkiem wspomniał mi o jednym gościu z kadry, który omawiał zadania i miał tapetę z kucykami (brony, yay!). Wyciągnąłem od xevuela pewne informacje i udało mi się później skontaktować z ową osobą – Kamilem.
Ogólnie byłem nastawiony pozytywnie do mojego pobytu przed wyjazdem i po dziś dzień nie uległo to zmianie. Lekkim problemem było to, iż nie mogłem być z m4txem w jednym pokoju, bo jesteśmy na „innych” obozach – ja na płatnym Intertalentowskim, m4tx na darmowym organizowanym przez Stowarzyszenie Talent. Z początku było to dość nieprzyjemnym zaskoczeniem (dużo wcześniej przed rozpoczęciem obozu zgłosiliśmy chęć bycia razem w pokoju), ale później i tak po kontroli pokojów można było spokojnie przejść, gdzie się chciało 😉
Ostatecznie (zarówno jak i początkowo) byłem w pokoju z Tomkiem oraz Maćkiem. Obydwoje byli w miarę spokojni. U m4txa zdarzył się jednakże jakiś cud – wśród trzech współlokatorów został tam także przydzielony niezły troll, który lubił miewać humory – Szwajkos (w sumie to jego nazwisko, ale wszyscy go używali niczym pseudonimu). Pozostali dwaj „domownicy” to Rudy, który ze Szwajkosem często tworzyli mieszankę wybuchową, oraz Kuba, który wiedział co nieco. Tak w sumie to mój pokój sporą część czasu był po prostu zamknięty, bowiem z Tomkiem przebywaliśmy u m4txa, a Maciek chodził do innego kolegi (ach to bieganie po różnych piętrach).
Po konsultacjach z kadrą (czyt. Kamilem) udało nam się załatwić „między-obozową” drużynę, a konkretniej w składzie: ja (Mrowqa), m4tx, Tomek oraz Kuba. Zawody drużynowe bardzo mi się podobały – każdy był za coś odpowiedzialny i w razie braku wiedzy można było się wesprzeć. Niestety to było zbyt piękne, by było prawdziwe – dużo drużyn oszukiwało 🙁 Niemniej jednak udało nam się zająć wysokie, bowiem 4. miejsce na 20 drużyn! Początkowa taktyka na pierwszych zawodach była jedną z najwydajniejszych – każdy bierze pierwsze lepsze zadanie i jak nie daje rady to przekazuje je komu innemu, czasami myśli się w parę osób – po prostu chaos. W drugi dzień, gdy każdy miał myśleć nad swoim zadaniem poszło nam dużo gorzej. Później udało nam się wypracować nieco lepszą taktykę drużynową – Kuba bierze fizykę, Tomek matematykę, ja informatykę, a m4tx kodzi zadania „pocieszenia”, po czym podpina się pod jakieś zadanie albo myśli nad następnym.
Zawody indywidualne były całkiem przyjemnym wyzwaniem. Bardzo mi się podobały, a w szczególności trafiony dobór zadań. Oczywiście był zakaz rozmów na sali, choć też to trochę zależało od opiekuna nas pilnującego. Nadal mnie to bawi – kolega siedzi tuż obok mnie, pytam się o jego postęp, opiekun: „cisza!”, to rozmawiamy przez LAN Messengera 😉 Takiej sytuacji nigdy bym się nie spodziewał. Oczywiście, by nie psuć sobie zabawy nie pytałem się o rozwiązania – i tak wątpię, by ktoś z mojego otoczenia zrobił coś więcej ode mnie. Zadania informatyczne układali na bieżąco i omawiali Błażej, który wygrał jubileuszową XX Olimpiadę Informatyczną i zdobył medale w konkursach międzynarodowych oraz Kamil, który także ma sporą wiedzę, ale nie poszczęściło mu się na finale w tym roku.
Wycieczki piesze w góry o dziwo polubiłem bardziej niż mi by się mogło wcześniej zdawać. Przez niewielką część pierwszej wycieczki utrzymywałem się na pozycji, jednakże już nieco później, z powodu niskiego tempa grupy, po prostu wyprzedzaliśmy niewielką kupką resztę. Później to niemalże cały czas byłem w czołówce – podobnie m4tx, choć czasami wymiękał 😛 Niestety z tego powodu grupa mocno się rozciągała i po prostu tak być nie mogło – bo co to za zwarta grupa? Tych mocniejszych przenoszono na tyły („a niech sobie zapieprzają do przodu i znów na tył i znów do przodu jeśli mają energię”), a na przód brano osobę, która po pewnym czasie była na samym tyle – żeby nadała tempo grupie. W tym momencie to w sumie bardzo się „wlekliśmy”. Ja wiem, że mam kiepską kondycję, ale szczerze mówiąc lekko się zdziwiłem… No cóż, widać są niektórzy jeszcze słabsi 🙂 Przynajmniej dało się przez ten czas rozmawiać z wieloma ludźmi na różne tematy.
W dni turystyczne mieliśmy także trochę czasu wolnego dla siebie. W pierwszy z tych dni oglądnąłem wraz z m4txem, Kamilem, Kubą oraz Tomkiem My Little Pony: Equestria Girls. Było bardzo ciekawe, choć moim zdaniem akcja działa się trochę za szybko i film skończył się nieco wcześnie (czyt. był za krótki). Tak właściwie to wszystkim się spodobało – nawet tym, którzy nigdy kucy nie oglądali 😉
Jak wcześniej wspominałem, było dostępne karaoke. W pierwszy dzień wycieczkowy nawet nie spojrzeliśmy „moją grupą” na to. W drugi zeszliśmy i próbowaliśmy kogoś wkręcić, by zaśpiewał, choć w sumie też mnie lekko przekonano – ale niestety kolejka była zbyt długa i nie zdążyłem. W ostatni dzień za to udało mi się pośpiewać – wiedziałem, że nie umiem śpiewać, ale szczerze mówiąc nie spodziewałem się sinusoidy przy moim wskaźniku. Pomyśleć, że dostałem jeszcze za to brawa zamiast pomidorem w twarz 😉
Pomyślałem, iż warto wspomnieć o Szwajkosie. Początkowo zagadką było dla nas jakim prawem dostał się na obóz, ale później nam wyjaśnił – w szkole zwolniły się miejsca i na szybko kogoś potrzebowali. Ogólnie był on początkującym. Często się wygłupiał. Przy obiedzie i kolacji niemalże zawsze można było stwierdzić gdzie siedział – lubił nabrudzić i przy okazji denerwować innych (trollował ile mógł). Kroić banana w skórce w dziwny sposób, dosypywać coś do zupy, rozlać kompot, wrzucić ogórka do soku… Po prostu – tak bardzo kreatywny człowiek, że chyba nikt w miarę normalny go nie pobije. Czasem też sam lubię potrollować, ale w pewnych sytuacjach trzeba mieć umiar. Inny, tym razem przyjemny troll, w imieniu Rudego rozsyłał zaproszenia na imprezę u niego o 1. w nocy. Po prostu wszędzie chodził i wrzucał pod drzwi zaproszenia. Ciekawe jaką miał minę, gdy od razu, gdy wrzucił mi kartkę, to ją wyrzuciłem z powrotem na zewnątrz. Później kadra się tylko z tego śmiała – np. jak raz ktoś się spóźnił na zawody indywidualne to mówili, że pewnie był u Rudego na tej imprezie 😉 Był także klasyczny troll – pasta do zębów na klamce:
Nie wiem, czy wiecie, ale ktoś upieprzył wam klamkę pastą do zębów i mam nadzieję, że to nie wy.
Kamil Ż., opiekun m4txa
Akcja wykonana dumnie przez Szwajkosa z m4txem, ja stałem na czatach 😉 Chwilę później już cała kadra była u góry (m4tx mieszkał na trzecim piętrze, ja na drugim). Ja i koledzy z mojego pokoju znajdowaliśmy w pokoju u m4txa w tym czasie. Sprawa prosta – ukryć się w łazience. Początkowo Szwajkos miał mieć dłuższą potrzebę, jednakże ostatecznie wszyscy oficjalni lokatorzy poszli „spać”. Genialnego kolegę miałem – siedział w łazience i grał na smartfonie w Fruit Ninja, „bo nie będzie siedział pół godziny w kiblu nic nie robiąc”. Cały czas musiałem zasłaniać okienko w drzwiach od łazienki, by nikt nie zauważył… Tak, kolega grał nawet, gdy była kontrola i później, gdy ktoś zostawił otwarte drzwi na korytarz. Co ciekawe – Kamil był opiekunem m4txa 😉
Dostęp do Internetu, czyli naszego okna na świat… Zablokowane. Były jakieś sieci na WPA2, ale to pewnie prywatne, gdy ktoś zabrał ze sobą modem. Szczerze mówiąc dobrze, że nie było dostępu, bo mniej osób oszukiwało. Choć z drugiej strony, gdy ktoś chciał się doczytać o jakimś algorytmie to miał problem. Ja miałem tu szczęście podobne jak na II etapie OIa – choć do tego doszedł pech. W ostatnią noc zdobyłem dostęp – ktoś korzystający z talentopa (laptop wypożyczony od Stowarzyszenia Talent) gdy podłączył się do pewnej sieci miał po prostu dostęp do Internetu. Inni musieli podawać login i hasło. Wystarczył zwykły MAC spoofing ;> Niestety, akurat gdy miałem podpięty pendrive z Backtrackiem do laptopa to Szwajkos usiadł na nim… Na Windowsie nie chciało mi się bawić w zmianę MAC-a, więc w sumie zostałem bez dostępu do Internetu – choć i tak nie miałem nic do roboty. Po powrocie się dowiedziałem, że wystarczyło się zapytać Pani z innej grupy… (tj. w ogóle z innego obozu, nie tego od Stowarzyszenia Talent).
Kolejny bardzo ciekawy troll, tym razem mojego pomysłu – w ostatnią noc chodzić pod pokojami kadry i śpiewać Piosenkę o smutnym programiście. W mało licznej grupie śmiałków wyruszyliśmy na podbój. Jeden z prezesów myślał, że mamy gitarę i na niej gramy! 🙂 Pod innym pokojem kadry, w której to znajdowali się także studenci, długo nie pośpiewaliśmy – no niestety ktoś wyszedł i nas przegonił – bo akurat już była cisza nocna (sic! błędna optymalizacja doboru trasy „koncertowej”), ale jak ludzie mawiają – „zemsta będzie słodka” – i była. Wpadłem na pomysł by rano wszystkich obudzić piosenką. Znowu w mało licznej grupce rozpoczęliśmy podbój.
– Przestańcie! Idźcie się spakować.
– Spakowaliśmy już się!
– No to możecie grać.
Dialog pod pokojem jednego z prezesów
Później obszedliśmy cały ośrodek i przy okazji dołączało się coraz więcej ludzi. Śpiewaliśmy na każdym korytarzu, na balkonach, nawet zmodyfikowaliśmy lekko piosenkę, by nawiązywała do Pana Szubartowskiego (założyciel Stowarzyszenia Talent) i na śniadaniu, gdy wszyscy przyszli, zaczęliśmy śpiewać. W autokarze powrotnym rzekomo ludzie mieli pójść kilka kroków naprzód z modyfikacją piosenki, ale niestety nim nie wracałem, więc efektów nie ujrzałem – albo może bardziej właściwie – nie usłyszałem.
Pamiętam też, iż udało mi się też już nie tyle co zbronyfikować co przynajmniej zapalić iskierkę uwielbienia kuców w paru osobach. Grali sporo w MLP: Fighting is Magic i chcieli oglądać serial. Kiedyś aż wbiłem do m4txa do pokoju ok. godziny 00:30 i wydarliśmy kompa wraz z zewnętrznym dyskiem z jego rąk, by móc oglądać kuce (m4tx chciał spać). Byłoby całkiem miło, gdyby tylko Szwajkos przez cały czas nie powtarzał „dupcy dupcy”. Stwierdził, iż ta „rodeo” (Applejack) jest żółta, a to rzekomo m4tx jest tu daltonistą 😛 Podczas konkursów się nieco zdziwiłem, gdy na wielu ekranach widziałem kuce… mniejsza o nich. W jednych z rozmów z Kamilem dowiedziałem się o tym, że ktoś ma przypinki z kucami. Niestety – nie mogłem nikogo takiego namierzyć. Maciek z pokoju powiedział mi, że wie kto to jest, ale szczerze mówiąc niewiele mi to dało, choć mogłem się domyślać kto to był. Okazało się, że to była osoba, która siedziała akurat obok mnie na integracji. W ostatnią noc udało mi się go znaleźć i chwilę porozmawiać. Prócz parunastu przypinek miał też zarąbistą figurkę Fluttershy! Od razu ściągnąłem (a raczej wyciągnąłem – czyt. dalej) figurkę wraz Mateuszem i przypinkami dwa piętra wyżej – do m4txa. Poczekaliśmy także chwilę na Kamila – akurat była godzina, kiedy miał robić kontrolę przed ciszą nocną, więc opóźniłem nieco sprawdzanie pokojów. Udało nam się, głównie ze śmiałością Szwajkosa, „zamówić” zadanie o kucykach na zawodach drużynowych.
Warte uwagi było także zakończenie i podsumowanie obozu. Na początku był niezły troll – gdy prowadząca powiedziała zdanie, to uczestnicy przez 20 min bili brawo. Po kolejnym zdaniu było nieco krócej. Robiliśmy fale – później nawet jeden z Panów prezesów rozpoczął 🙂 Przy rozdaniu pucharów i medali nieco się zdziwiłem. Wiedziałem, że zająłem 2 miejsce w rankingu ogólnym, a zostałem wyczytany jako 4 miejsce… Okazało się, że to za pozycję w grupie borowikowej (konkursowej). Suma sumarum dostałem batonika i czekoladę! No dobra, do tego jeszcze jakieś dwa dyplomiki, srebrny i brązowy medal oraz jeden puchar 🙂
W sumie to chyba tyle mam „na początek” do przekazania. Jako extras mogę jeszcze dopisać, że m4tx czasem się dziwnie zachowuje. Teraz już boję się nawet zostawić swój komputer w jego pobliżu… Gdy zostawiłem laptopa na jego łóżko to zaczął go tulić i wydawać dziwne dźwięki „Mmm”. Uważajcie więc na to, co napisał u siebie 🙂
Punkt widzenia m4txa
Do Milówki przyjechałem z jednego, prostego powodu – wygrałem konkurs na koszulkę tegorocznej edycji Olimpiady Informatycznej Gimnazjalistów, a główną nagrodą był właśnie wyjazd na obóz za darmo. Normalnie kosztowałoby to 1650zł + ewentualne koszty dojazdu. Szybko się jednak okazało, że moja nagroda nie była warta tyle, ile mi się na początku wydawało. Niektóre osoby (m.in. te z mojego pokoju) mogły sobie bowiem pojechać do Milówki również za darmo tylko dlatego, że mają bardziej ogarnięte gimnazjum niż moje. Cóż.
Przyjechałem z nadzieją, że będę mógł być razem w pokoju z Mrowqą. Jak się jednak później okazało, było to rzekomo niemożliwe z racji, iż ponoć byliśmy na dwóch różnych obozach, a sanepid niby wszystko kontrolował. Początkowo byłem więc nieco sceptyczny wobec wizji mieszkania w pokoju z jakimiś randomami – spodziewałem się typowych gimbusów. Jak się jednak potem okazało, nie było tak źle. Zostałem bowiem przydzielony do pokoju z dwiema ogarniętymi osobami (zwanych dalej Rudym i Kubą) i jednym trollem (Szwajkosem), który też oddziaływał nieco negatywnie na wspomnianego wcześniej Rudego. Nie było jednak najgorzej – Szwajkos był przez większość czasu choć trochę ogarnięty, więc ogólnie dało się wytrzymać – a plusy i tak są, bo zawsze jednak śmiesznie było z nim.
Jak już wspomniałem, nie mogłem być zakwaterowany w jednym pokoju z Mrowqą. Na szczęście jednak nie było to wielkie ograniczenie. Z pokojów nie można było teoretycznie wychodzić po ciszy nocnej, tj. godzinie 22:30. Pomimo tego wiele osób (w tym Mrowqa i ja) nie przestrzegało tego zakazu i, gdy opiekunów nie było w pobliżu, przechodziło do innych pokoi. Doprowadzało to oczywiście do wielu skrajnych sytuacji – na czele stoi tu chyba ta, kiedy Mrowqa chował się z kolegą z pokoju w toalecie, by nie zostać zauważonym przez wchodzącego właśnie opiekuna.
Kilka słów o opiekunach. Niektórzy byli naprawdę fajni i ogarnięci, potrafili pomóc i wytłumaczyć, przymykali oko na wszystko, inni wkurzali się mocno nawet przy najmniejszym nieposłuszeństwie (a czasami było nawet combo). Do tej pierwszej grupy należał m.in. Kamil Ż., brony, z którym nawet udało się obejrzeć My Little Pony: Equestria Girls 😉 Oprócz tego również w pewnym (niewielkim, ale jednak) stopniu przymykał oko, gdy Mrowqa przebywał w moim pokoju po ciszy nocnej.
Co do zadań – w zdecydowanej większości były bardzo dobre i na dobrym poziomie, choć bardzo często zdarzały się w nich błędy (zresztą, nie ma się co dziwić – z tego co słyszałem, to całkiem spora ich ilość była układana w godzinach późnonocnych). Warto było też chodzić na organizowane wykłady, gdyż można się było na nich wiele ciekawych rzeczy dowiedzieć.
Na omówieniach zadań również zdarzały się dość ciekawe okoliczności. Jedną z nich była sytuacja z pewnym zadaniem na drużynówce w którym były ustawione 4 kule, całość była otoczona czworościanem i należało obliczyć pole powierzchni czworościanu. Niektórzy (w tym ja) próbowali na początek wyprowadzać jakieś wzory, zauważać zależności, etc. Kolega z drużyny wpadł jednak na znakomity pomysł. Spojrzał na przykłady i wyprowadził wzór: r² * 61,828. Genialne było jednak później omówienie zadania: Błażej, jak i każda z osób na sali, nie miał pojęcia, jak zrobić zadanie, stąd też omówienie wyglądało tak, że chyba nikt się niczego sensownego nie dowiedział – mowa była o tym, że trzeba było spojrzeć na przykłady, zauważyć pewną zależność że output rośnie kwadratowo w zależności od inputu oraz napisać kod który liczy wspomniane pole. I jeszcze że nie ma obecnie możliwości konktaktu z osobą, która ułożyła zadanie i nikt nie ma zielonego pojęcia, jak je zrobić… 😀
Na obozie, jak to na obozie, nie zabrakło dużej dawki różnych głupich akcji. Wspominałem już wcześniej o wychodzeniu do toalety, gdy zbliżał się opiekun – to była jednak jedna z tych mniej głupich 😉 Postaram się tutaj przybliżyć moim zdaniem te ciekawsze.
Zacznę po części od końca. Pod koniec obozu bowiem, zainspirowani organizowanym karaoke, wpadliśmy na pomysł zaśpiewania na korytarzu w większej grupce (ok. 14 osób) „Piosenki o smutnym programiście”. Pomysł został oczywiście zrealizowany. Potem jednak wpadliśmy na jeszcze lepszy: zaśpiewać ją tuż przed pokojem wychowawców. Udało się to w przypadku pokoju wiceprezesa. Niestety jednak, nie udało się zrealizować planu przed pokojem prezesa oraz opiekunów. W pierwszym przypadku jakieś dzieci spały w sąsiednim pokoju, w drugim przypadku natomiast zostaliśmy przegonieni z powodu panującej już ciszy nocnej. Powtórzyliśmy natomiast próbę nazajutrz wczesnym rankiem (gdzie „wczesny ranek” oznacza w tym przypadku godzinę 7:00), dzięki czemu udało nam się obudzić sporą część obozowiczów… 😉 Wykonaliśmy nawet „na szybko” alternatywny refren:
Programuję w Pascalu już trzecie stulecie, bo kto tu prezesa ogarnie?
I zmierzam do celu z użyciem FPC pod Microsoft Windows Vista
A kiedy mi smutno, statyczny konstruktor utworzę w edytorze
Bo wewnątrz mej głowy mam świat procesowy ja smutny programista
Rzecz jasna, nie jest to szczyt umiejętności poetyckich, jednak na tę chwilę wystarczyło 🙂 Piosenkę ze zmienionym refrenem zaśpiewaliśmy podczas śniadania na stołówce. Tak, w obecności pana prezesa… 🙂
Pewnej nocy z kolei wysmarowaliśmy klamki w drzwiach sąsiednich pokojów pastą do zębów. Pomysł? Szwajkos oczywiście. 🙂 Najciekawsza była jednak sytuacja gdy przyszedł do mojego pokoju Kamil:
Ktoś Wam upieprzył klamkę pastą do zębów.
Ciekawe kto… 😉 Co jeszcze ciekawsze, w tym czasie Mrowqa wraz z kolegą z pokoju ukrywał się właśnie w łazience; na szczęście jednak Kamil nie zdecydował się tam zajrzeć… 😀
Kolejna akcja była gdy Szwajkos latał po pokojach z całego ośrodku w którym byliśmy i zbierał papier toaletowy – rzekomo był nawet w publicznej toalecie na samym dole. Potem natomiast owijaliśmy tym papierem klamki i wrzucaliśmy pod drzwi swego rodzaju „ulotkę”. Ulotka ta to był tekst odręczny napisany na kartce z zeszytu w kratkę. Było to zaproszenie na imprezę do Rudego. Tak, do naszego pokoju 😉 Impreza rzekomo miała odbyć się o 2 w nocy. Oczywistym było, że nikt nie przyszedł; następnego dnia jednak jedna z osób należących do kadry zapytała pewnego uczestnika, który nie mógł wstać, czy nie może się obudzić dlatego, że był na tej imprezie u Rudego… 😉 Potem z kolei inni obozowicze skarżyli się, że nie mają w pokojach papieru toaletowego, więc Szwajkos koniec końców cały papier musiał oddać.
Jeszcze kilka innych, już tym razem krótko opisanych akcji:
- Pewnego (turystycznego) dnia Mrowqa przyszedł do mojego pokoju i zauważył na drzwiach konika polnego. Z zaciekawieniem krzyknął „ale fajny item!”. Wpierw wrzuciliśmy go po dość długich męczarniach (każdy się niewiadomoczego bał*) do kieszeni spodni Rudego, które uznaliśmy za spodnie Szwajkosa; potem były słuchawki Rudego, a na końcu zeszyt Kuby z mojego pokoju + Tabasco na to… 🙂
- Jeśli już mowa o małych stworzeniach to trzeba wspomnieć o wszystkich tego typu badziewiach, jakie wlatywały nam do pokoju. Jakieś takie wielkie komary i osy budziły postrach u zamieszkującej mój pokój ludności… Rudy panicznie bał się os, reszta z kolei bała się wszystkiego innego. Próbowaliśmy różnych metod w takich przypadkach: zabijania nieproszonych gości butami, ogłuszania dezodorantem (tekst Mrowqi pewnego razu: „on się zapalił od tego dezodorantu i teraz na Twoim łóżku leży!”), krzyczenia tak, by cała reszta obozu słyszała (przypominam, że było otwarte okno). Raz gdy Rudy zabił nad moim łóżkiem „ogromnego komara” to wisiał tak sobie przez następne 2 dni. Potem, jak zniknął, zauważyliśmy, że ktoś z obsługi przyszedł posprzątać do pokoju.
* w jednym ze wcześniejszych dni do pokoju wskoczyło coś ogromnego i zielonego (prawdopodobnie to był właśnie konik polny), na trzecim piętrze! Wszyscy się tego bali, krzyczeli, biegali po pokoju, uciekali, a pod koniec wykorzystywali dezodoranty celem ogłuszenia go. Po tej akcji powietrze w pokoju nie było zdatne, by nim oddychać (przyp. Mrowqa).
Ale! Nie tylko z nas takie trolle były. Pod naszą nieobecność w pokoju ktoś namalował na drzwiach do pokoju amatorski rysunek męskiego narządu płciowego ( 😉 ) przy pomocy nieustalonych materiałów (prawdopodobnie był to szampon do włosów lub coś podobnego). Pod moją nieobecność też w pobliżu pokoju została przeprowadzona zapewne jakaś bitwa z użyciem wody, gdyż dywan był cały mokry i nieodwracalnie została uszkodzona naklejona na drzwi kartka z nazwiskiem naszego wychowawcy.
W tym poście nie zabraknie również najbardziej kultowych tekstów wychowawców. Oto one:
No to ja mówię prawemu wskaźnikowi idź. A on mi mówi dobra. No to ja mu mówię znowu idź. A on mi mówi nie.
mowa o wskaźnikach w algorytmie gąsienicy – Błażej M.
– Czyli to już jest ten graf, tak?
– Nie.
– No jak nie.
– No nie.
– Mówiłeś że to będzie graf.
– Mówiłem tak? To kłamałem.
dialog między Błażejem M., który w tej chwili omawiał zadanie, a jedną z osób z „widowni”
Niektórzy tu na obozie już zdobyli biegun, a konkretnie biegunkę.
Artur K.
- Pewka
- No to ok [czytane fonetycznie – jako „ok”, nie: „okej”]
- Cudowny cud
Kamil Ż.
Liczymy to „na pałę”
Kamil Ż. i Błażej M.
Jako bonus dam jeszcze poniższe teksty już nie opiekunów, a uczestników obozu:
Dupcy, dupcy!
Szwajkos na widok Applejack z My Little Pony: FiM
– Twoja stara! (Dupcy, dupcy!)
– I Twój stary! (Dupcy, dupcy!)
– […] (Dupcy dupcy!)
Piosenka wymyślona przez Szwajkosa
[…] oznacza tutaj imię dowolnej osoby; ostatnia linijka mogła być powtórzona dowolną ilość razy 🙂
Tytyrytyty: cycki!
Rudy pewnego wieczoru w pętliwhile(true)
Z tym drugim tekstem związana jest też pewna anegdota. W przedostatni dzień obozu siedziałem sobie spokojnie na ławce przy ognisku w towarzystwie m.in. Rudego. W pewnym momencie on powiedział swoje słynne „Tytyryty!” czekając na odpowiedź którejś z siedzących w pobliżu osób. Tą osobą oczywiście byłem ja. Po wypowiedzeniu ostatniego słowa z powyższej frazy wszyscy w promieniu 2 metrów zaczęli się śmiać, a, co jeszcze ciekawsze, w pobliżu stało dość sporo organizatorów obozu, którzy rzekomo się dziwnie patrzyli wtedy… 😉
Na zakończenie mojej sekcji już: na obozie było bardzo fajnie. Mili ludzie, fajna atmosfera, opiekunowie w większości również niczego sobie. Wkurzyłem się jedynie dość mocno w przedostatnim dniu obozu, gdy było rozdanie nagród. Otóż rzekomo na rozdaniu nagród w grupie „Open” byli uczestnicy niezależnie od wieku. Nie potrafię w takim razie pojąć tego ewenementu, iż pewna osoba (a być może nawet i niejedna) mimo, iż miała mniej punktów ode mnie (również tych „ważonych”) dostała nagrodę i zaszczytne trzecie na sześć miejsc, a ja nie, ale… cóż. W skrócie: ogólnie fajnie było, ale pewien niesmak pozostał. Tak czy inaczej: jeśli będę miał jeszcze możliwość pojechania na podobny obóz, bardzo chętnie to zrobię, gdyż nauczyć można się niemało. 🙂
Zakończenie
W tym miejscu chcielibyśmy podziękować za przeczytanie tego postu i pogratulować takiej wytrwałości, bowiem post liczy grubo ponad 4 tysiące słów! Serdecznie zapraszamy do zapoznania się z naszymi blogami (mrowqa.pl / m4tx.pl) i subskrypcji ich kanałów Atom/RSS. Pozdrawiamy!
Autorzy
- m4tx – jego punkt widzenia, korekcja błędów w całym wpisie, przygotowanie do publikacji
- Mrowqa – wstęp, jego punkt widzenia, drobna korekta błędów
- Podziękowania również dla następujących osób:
- Jakub W. – drobna pomoc przy gromadzeniu cytatów
- Jakub Szwajkos – drobna pomoc, bycie „bohaterem” wpisu 😛
- Oliwer G. – nadesłanie tekstu poniższej piosenki
- Pozostałe osoby z naszych pokoi, tj. Rudy, Tomek i Maciek, a także organizatorzy i wychowawcy, gdzie wyszczególnić można Kamila Ż., Błażeja M., pana prezesa Talentu i innych, bez których nie byłoby co napisać w tym poście.
PS. Zdobyliśmy wspomnianą przez Mrowqę (jeszcze bardziej) alternatywną wersję Piosenki o smutnym programiście. Powstała ona w autokarze powrotnym, w którym – niestety – nie było nam dane podróżować. Trzecia zwrotka pozostała nietknięta, załączamy więc pozostałe dwie i refren:
Po co mi był ten Talentop, na co mi był ten C++?
Wybrałem sobie karierę starego, nudnego grzyba
A mogłem być hydraulikiem.
Klientów miałbym bez liku
Ale mnie się zachciało pisać programy w PascaluRef. Programuję w Pascalu już trzecie stulecie, bo kto tu Prezesa ogarnie?
I zmierzam do celu z użyciem FPC pod Microsoft Windows XP
A kiedy mi smutno, to sobie tablice, utworzę w edytorze.
Bo wewnątrz mej głowy mam świat procesowy ja smutny programista.Za oknem ptaki śpiewają, i tyle jest piękna na świecie
Lecz nic nie widzę pięknego w pisaniu programów w Pascalu
Ach gdzie te wózki widłowe, ach gdzie te miotły i szmaty
Ja nie chcę być programistą, ja chcę iść do łopaty
13 komentarzy
13Milówka08 - wspomnienia i wrażenia
[…] (Post współdzielony z Mrowqą i m4txem) […]
MrPoxipol
Jeju..ogarnijcie się z tymj kucami 😀 To, że programista, to nie musi od razu kuców oglądać ;p
Mrowqa
Nonsens. Kuce są zarąbiściutkie :3 Jak można nie lubić tak uroczych stworzonek? 😉
MrPoxipol
y, można :p
m4tx
można. Ja tylko udaję
Młot na kuce
Nie mam nic przeciwko kucom, o ile płoną na stosie.
ponyhater
Stack Ponyflow?
xevuel
Uwaga! Komentarz współdzielony między xevuelem a xevuelem!
Punkt widzenia xevuela z Rabki:
To musi się tu znaleźć. Cytat by Jan Kanty Milczek:
—————————
To było kultowe 😀
Swoją drogą, najlepsze były zadanka w których nawet brut przechodził na 100pkt – tylko dlatego, że limity czasowe ze względu na iostream są 20 razy większe niż dla oryginalnego programu z wzorcówką – zazwyczaj napisanego ze cstdio. Z iostreamem to w ogóle jaja były – autentyki od kolegów:
—————————
Identycznie jak w Rabce, tylko tam częściej.
Te omówienia… porażka. Porażka na całej linii. Z perspektywy omawiającego wszystko jest okej, bo wszyscy przytakują. Ale jak się siedzi wśród innych słuchaczy to się widzi te spojrzenia w stylu „o czym on kurde mówi?”. Mniej więcej połowa osób w każdej grupie siedziała na omówieniach tylko dlatego, bo musiała.
Ja w diamentowej nie rozumiałem nic. Kompletnie. Nie ubliżając nic Milczkowi, ale imho powinien on odstąpić omawianie innym. Nie dlatego, że za mało wie. Właśnie dlatego że za dużo. Zwykłe omówienie zadania z mojej perspektywy:
Czyli.. nie wiadomo nic. Brakowało wyjaśnień dlaczego tak, w jaki sposób optymalnie szukać w setach, itp. Mój cytat z irca:
W platynie było lepiej. O niebo lepiej. Zadania nie były znacząco prostsze – ale omówienia prawie perfekt. Było wyjaśniane jak przesuwać wskaźnikami żeby nie było kwadratówki, czy dlaczego ten wzór matematyczny działa. Zgadnijcie, kto tak fajnie omawiał 😉 Choć to co wspomniałem wcześniej – dużo osób i tak wymieniało spojrzenia, że nie rozumieją. Tu jednak jestem przekonany że nie była to wina Kamila, a tego, że przeliczyli swoje siły i nie poszli do złotej.
Co do grup.. Fajna sytuacja była. Parę ostatnich osób spadało grupę niżej. Ja akurat dzień wcześniej sam przepisałem się do platyny (nie było sensu kontynuować takich omówień jak w diamencie). Nie poszło mi w jednym dniu, 70pkt zamiast 140 (na 300 max), bo użyłem inta zamiast long longa. Ale rozwiązywałem wszystkie zadania ze stałego, w rankingu stałym byłem 6 (na 30-parę osób). I na drugi dzień patrzę, a tam przerzucili mnie do Złotej. Taki wkurzony idę do Kamila (on odpowiadał za platynę), no co jest, przenoszenie miało być dla tych co kompletnie zlewają te zadania… Okazało się, że… znalazła się na obozie osoba mająca identyczne imię jak ja, a jej nazwisko różniło się od mojego tylko dwoma znakami. Mieli przepisać tylko jego, przepisali przy okazji i mnie. Sytuacja się wyjaśniła, poszedłem na zajęcia do platyny. A na wieczór przyszedł Kamil i się mnie pyta, czy nie chcę wrócić do diamentowej, bo licząc wszystkie rankingi byłem pierwszy 😀
Prezes. Ogólnie nic do niego nie mam, ale stwarzał pewne dziwne sytuacje. Przykładowo, dodał do platyny zadanie, które polegało na zsumowaniu wejścia i sprawdzeniu czy jest podzielne przez 3.
No cóż.
—————————
Nie wiem czy pewna osoba była również w Milówce (chyba nie), ale w Rabce miałoby to podwójne znaczenie 😀
Ogólnie wrażenia mam też raczej pozytywne… ale widać żeście mieli więcej śmiesznych sytuacji. Na koniec cytat, który mnie nie dziwi kompletnie, ale dużo osób miało z niego polewkę, więc wrzucę:
A. I czekam na ten uścisk dłoni coś obiecał na G+. Ew. może być pizza w zamian.
Mrowqa
„Punkt widzenia xevuela z Rabki:”
To czas na założenie własnego bloga! 😉 Btw u nas głównie było lepiej pewnie dlatego, że prowadzący mieli większe doświadczenie, może brak Milczka też to uświetnił(?), byłem ja i m4tx ;> oraz tacy ludzie jak Szwajkos xD
Jedź następnym razem ze mną i m4txem gdzieś 😀 Btw 6 miejsce w platynie – winieneś dostać medal, nie? Ten co narzekał, że nic nie dostał… 😛
xevuel
Milczek był spoko jako do pogadania – tu nic do niego nie mam. Prowadzący byli Ci sami z tego co pisze w tym wpisie (no, poza Milczkiem i wolontariuszami). Ludzi w pokojach się nie wybiera niestety 🙂 6 miejsce to ja miałem w tym dniu, na koniec miałem 4 (a gdyby doliczyć 2 dni z diamentowej to miałbym pierwsze). A narzekałem właśnie dlatego że powinienem dostać… gdyby nie te durne kategorie wiekowe.
Mrowqa
„Ludzi w pokojach się nie wybiera niestety”
Jak to? U nas była możliwość zmiany pokoju, ale tylko w obrębie konkretnego obozu (płatnego lub darmowego).
xevuel
Ale po co? Jak już raz ustalili to nie było sensu zmieniać. Zwłaszcza, że ja trafiłem na całkiem ogarniętych ludzi (tyle że mało śmiesznych).
Mrowqa
Oni to ustalili wstępnie i jasno dali znać, że można się wymieniać 🙂 A to „po co?” w kontekście, w którym go użyłeś, jest bezsensowne. Gdybyś nawiązał do tego, że miałeś ogarniętych lokatorów, to zupełnie inna bajka 😉 Anyway w Twoim przypadku i tak to nie było potrzebne, więc miałeś w miarę miło 🙂